Tegoroczna, szósta edycja festiwalu Hurra! ART!, i ostatnia pod dyrekcją Roberta Drobniucha, skłania do refleksji i podsumowań.
Czym różni się obecna edycja od poprzednich pięciu, jak zmieniał się festiwal przez te wszystkie lata, jaką miał publiczność, czym zaskakiwał?
Zachęcamy do lektury wywiadu z dyrektorem Robertem Drobniuchem, pomysłodawcą tego wydarzenia, który przeprowadziła Lidia Cichocka z kieleckiej redakcji gazety “Echo Dnia”.
Robert Drobniuch, pomysłodawca i twórca festiwalu Hurra! ART! wkrótce rozstaje się z Kielcami, 1 września zaczyna kierować Teatrem Lalki Guliwer w Warszawie. Tegoroczna szósta edycja festiwalu, jest ostatnią pod jego kierownictwem.
– Przed nami VI edycja festiwalu Hurra Art!, odmienna od poprzednich pięciu. Spróbujmy podsumować to, co działo się do tej pory.
– Pięć edycji to 7,5 tysiąca uczestników, 50 pokazanych spektakli, 50 warsztatów i wiele innych wydarzeń typu słuchowiska, eventy, spotkania. Zapraszaliśmy spektakle, które były nagradzane na festiwalach, tytuły wybieraliśmy wspólnie z Justyną Czarnotą, która jest też szefem programowym festiwalu. Ważna dla nas jest jakość i oryginalność, a także, ponieważ to festiwal wakacyjny, by były to wydarzenia przystępne i zróżnicowane.
– Co spowodowały, że w Kielcach ruszył festiwal teatralny?
– Brak oferty wakacyjnej na wysokim poziomie, zauważyłem to tuż po przyjeździe do Kielc. Naszym hasłem było i jest: Nie ma nudy w wakacje. Za tym poszło działanie wprowadzające sztukę w przestrzeń publiczną, bo festiwal rozgrywa się w różnych nieoczywistych miejscach.
– Na jaką publiczność pan liczył?
– Na każdego, kto chciałby przyjść do teatru, przede wszystkim na najmłodszych, ale bardzo zależało nam na dotarciu do tych grup, które z różnych powodów są wykluczone z uczestnictwa, stąd niskie ceny lub bezpłatne wstępy, spektakle dla niemych czy niedowidzących. Zależało nam na rozkochaniu w teatrze, bo to nasi przyszli widzowie. Potwierdzały to badania: 40 procent festiwalowych widzów przychodzi do nas w ciągu roku.
– Każdego roku pojawiają się podtytuły określające profil. Czym kierujecie się, ustalając je?
– Nazwę wymyśliła Ania Andraka, a podtytuły proponuje Justyna Czarnota. Obecna, VI edycja miała się odbyć pod hasłem Bliskość. Postanowiliśmy je pozostawić, bo zwłaszcza teraz w dobie pandemii tej bliskości nam brakuje.
– Festiwal przechodzi przeobrażenia, co się sprawdziło, a co nie było trafione?
– Po każdej edycji robimy badania ewaluacyjne i staramy się wsłuchiwać w głosy widzów. Dlatego od trzeciej edycji wprowadziliśmy repertuar dla młodzieży i to jest wyzwanie, bo młodzież niechętnie chodzi do teatru, ale warto było zaryzykować. W „Kubusiu” zaczęły też powstawać spektakle dla młodzieży. Na pierwsze warsztaty muzyczne zgłosiła się jedna osoba, ale dzisiaj trudno się na nie dostać, bo tylu jest chętnych.
– Co było największym zaskoczeniem?
– Publiczność, która niesamowicie reagowała. A po czytaniu sztuki „Malala. Dziewczyna z kulą w głowie” widzowie dziękowali mówiąc, że tak mocnych chwil jeszcze w teatrze nie przeżyli.
– Największy plus Hurra! ART’u! to?
– Wakacyjna atmosfera, rzadko się spotyka tylu uśmiechniętych ludzi, którzy z własnej woli, bo nie są to grupy zorganizowane, przychodzą na spektakle. Żałuję, że nie mogliśmy zapraszać więcej teatrów ze świata, ale w Kielcach nie ma sal teatralnych. To się zmieni po remoncie Żeromskiego czy budowie nowej siedziby Kubusia, ale teraz chcę podziękować wszystkim pracownikom, bo organizacja festiwalu to ogromny wysiłek.
– Czy dzięki festiwalowym wydarzeniem dowiedział się pan czegoś o widzach?
– Dzięki badaniom poznajemy ich gusty, ale zaskakujące jest to, że ta młoda publiczność ma dużo do powiedzenia o świecie, młodzi ludzie interesują się nim, sztuką, literaturą i chcą rozmawiać.
– Jak zdobywa pan pieniądze na kolejne edycje?
– Z Ministerstwa Kultury co roku dostajemy ok. 100 tys. zł, wspiera nas miasto, ale także partnerzy finansowi. W tym wyjątkowym roku miasto się wycofało, do partnerów rozumiejąc ich sytuację, nie zwracaliśmy się.
– Jak pan widzi przyszłość festiwalu?
– Dużą niewiadomą jest VI edycja, bo nie wiemy jak publiczność zareaguje na działania on-line. W tym roku planowaliśmy też szersze wyjście w osiedla, nie udało się ze względu na pandemię, ale to jest dobry kierunek. Teraz wszystko w rękach nowego dyrektora. Uważam, że festiwal wpisał się na stałe w kalendarz kulturalny Kielc. Nadszedł też czas, by miasto wzięło większą odpowiedzialność za ten festiwal, tak jak dzieje się to w innych miastach. Wydarzenia, które cieszą się zasłużoną renomą, dotowane przez ministerstwo są finansowane przez miasta. Teatr aplikuje o pieniądze, ale czy je otrzyma, to jest zawsze niewiadoma. Do tej pory pieniądze były.
– Dziękuję za rozmowę
Lidia Cichocka / „Echo Dnia”
Fot. Bartek Warzecha